25 czerwca 2015

Tosia ruszyła na przód


Jako, że tata na wygnaniu za oceanem, postanowiłam nagrać jedne z pierwszych samodzielnych kroków Tosi. Do tej pory chodziła wstając z siadu np. na wysokiej poduszce, albo podnoszona przez nas, od jednego do drugiego. Teraz wreszcie osiągnęła ten punkt własnej odwagi, w którym podnosi się podpierając się rękami z przodu i podnosząc do pionu, a następnie rusza do przodu, nie potrzebując żadnego przedmiotu przed sobą (oczywiście jak widzi człeka, to od razu wyciąga ręce, żeby wpaść mu w ramiona).
Długo musieliśmy czekać aż Tosia zacznie chodzić, ale podejrzewam że to raz przez jej asekuranctwo i bojaźliwość, a dwa dlatego, że w żaden sposób jej nie namawialiśmy, nie prowadzaliśmy, ani nie dawaliśmy jej żadnych chodzików czy pchaczy. Pchacz dostała dopiero miesiąc temu, a w zasadzie pożyczył go nam przyszły chrzestny Tosi, żeby trochę małą odważyć, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni, bo pchacz pomógł niesamowicie, ale o tym za chwilę.
Tosia zaczęła się podnosić przy meblach jak miała jakieś 9-10 miesięcy, robiła to z własnej woli i z wielką radością. Z czasem była coraz bardziej pewna siebie i wydawało nam się, że za chwilę sama zdecyduje się chodzić. Czas jednak mijał, zdążyliśmy świętować pierwsze urodziny Tosi, minęła Wielkanoc, a ona nadal do chodzenia się nie rwała. Jakoś w połowie kwietnia zaczęła chodzić prowadzona za obie ręce, zaczęłam się bać, że popękają nam kręgosłupy, ale tu kolejne zaskoczenie, bo robiła to tylko na podwórku... W maju nabrała też do chadzania w domu, a na początku czerwca pożyczyliśmy opisany wyżej pchacz. I to był strzał w dziesiątkę. Za ręce chodziła na dworze, w domu przy pchaczu i tak z nim szalała, majtając nim na wszystkie strony, że byliśmy w szoku. Cały czas się zastanawiam co też ona sobie myślała w tej małej, rozczochranej główce, bo chodziła świetnie, ale puścić się pchacza czy ręki nie chciała za nic w świecie.

Po Bożym Ciele zaczęła chodzić trzymana za jedną rękę i nauczyła się robić kilka kroków pomiędzy mną i małżem, krzycząc radośnie przy tym "tupupu!". Aż wreszcie nastał ten dzień, oczywiście tak jak wyrokował czarnowidząco tata, dokładnie wtedy kiedy wyjechał służbowo. Tosia na podwórku puściła rękę mamy i ruszyła sama przed siebie, jak upadła już nie wstawała tylko biegała na czterech. Wczoraj natomiast zaczęła się podnosić sama w miejscu i iść do upatrzonego mebla, natomiast dzisiaj biegała po podwórku razem z Cynamonem. Dużo było upadków, ale jeszcze więcej chodzenia. Mogę więc z czystym sumieniem powiedzieć dziś, że TOSIA WRESZCIE RUSZYŁA PRZED SIEBIE i jak skonstatowałam w duchu, od teraz będzie ode mnie uciekać i samodzielnie zdobywać świat. Mam jednak zamiar cały czas ją wspierać i bawić się razem z nią ile tylko się da :

Poniżej film z dzisiejszego poranka (łapałam chwilę, więc pokój w zupełnym nieładzie ;) ):


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się swoimi refleksjami :)